poniedziałek, 27 grudnia 2010

Oto i obiecane zdjęcia:
rury między jętkami:osadzanie wkładu kominkowego po pierwszym dniu prac:
i dzień później:

niedziela, 26 grudnia 2010

Zapłaciliśmy wreszcie za wykonanie instalacji elektrycznej i przyłącza od ogrodzenia do domu. Wyszła astronomiczna suma - 8760 zł. Uzbierało się, ponieważ mamy 106 punktów w domu (po 60 zł każdy) i 40 metrów przyłącza (po 60 zł metr).

Przed świętami przyszli też panowie do kominka. Na poddaszu rury już rozprowadzone i wkład osadzony. Po nowym roku mają kończyć. Jedna uwaga - nie ociepliliśmy do końca podłogi strychu, dzięki czemu panowie poprowadzili nam rury między jętkami. Takim sposobem nie będą nam one zawadzać drogi na podłodze strychu (gdyby przyszło jakieś ciężkie pudła przesuwać). Następnym razem dodam zdjęcia, to będzie wiadomo, o co chodzi.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Jakiś czas temu natknęło mnie, by spisać wszystkie rzeczy, które nam jeszcze zostały do zrobienia, a które są bezwzględnie konieczne do wprowadzenia się. Trochę tego wyszło - ponad 50 pojedynczych czynności, np. położyć drugą warstwę gruntu, czy zamontować kominek. Z biegiem czasu udało nam się niektóre z tych rzeczy wykreślić, np. montaż drzwi wejściowych. Ale sporo jeszcze zostało...

Tak czy tak, zrobienie tej listy to był bardzo dobry pomysł. Strasznie cieszy, jak sobie można kolejną rzecz wykreślić :)

sobota, 11 grudnia 2010

W czwartek założyli nam drzwi wejściowe. Jak pisałam już wcześniej firma Lestol, meranti, złoty dąb. Kosztowały 3520 zł:
I jeszcze w "relacji" do koloru okien :)

Kupiliśmy też kuchnię. Na razie tylko szafki. Zdecydowaliśmy się na ikeę, szafki faktum, fronty fagerland. Całość wyszła 5470 zł z cokołami i bocznymi obiciami. Jeszcze się zastanowimy, czy dokupimy listwy na dół (by zasłonić oświetlenie podszafkowe) i górę szafek ściennych. Aha! Cena bez blatów. Do tego trzeba doliczyć, że według ich obecnej promocji na kuchnie dostaliśmy bon na 500 zł na dalsze zakupy. A że i tak mamy tam jeszcze kilka rzeczy upatrzonych to można przyjąć, że na razie kuchnia kosztowała nas 5 tys :)

środa, 1 grudnia 2010

Nie wyrobiliśmy się z ogrzewaniem przed mrozami i trzeba było spuścić wodę z rur. Znalazła się tam dawno temu, jak sprawdzaliśmy szczelność instalacji.

A co do ogrzewania per se, to jeśli śnieg i mrozy go nie zatrzymają, to w przyszłym tygodniu ma przyjść gość do kominka. Z montażem pieca i grzejników na razie się wstrzymujemy.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Zabawa ze strychem idzie baaardzooo wooolnooo. Ale tak to jest, jak się ma do dyspozycji tylko soboty.

Mały update: w zasadzie udało się dopasować wszystkie deski i przygotować otwór pod właz:

niedziela, 21 listopada 2010

Powoli zbliża się czas robót wykończeniowych, dlatego od niedawna dość nieśmiało pozwalamy sobie na wycieczki do sklepów z meblami, podłogami, płytkami... Poniżej nasz najmocniejszy - jak na razie - kandydat na kuchnię:

Ikea, fronty fagerland, aranżacja ze sklepu

sobota, 20 listopada 2010

Ostatecznie zdecydowaliśmy, że jednak nie będziemy wkładać styropianu pod wełnę. Popytaliśmy tu i tam i wiele osób zwracało uwagę, żeby za bardzo dopływu powietrza nie odcinać, bo wilgoć nie będzie miała którędy uciec. Dzwoniliśmy też na informację techniczną Isovera - powiedzieli to samo i że raczej albo całość robi się styropianem albo wełną. Bez mieszania.

Więcej momentów przełomowych w tym tygodniu nie było, dlatego ograniczę się dziś do małego update'u zdjęciowego.

Oto nasza piękna wylewka na wykuszu po zdemontowaniu rusztowania:
Początki malowania kotłowni - trzeba to zrobić zanim zamontujemy piec, żeby potem nie trzeba było go ściągać:Postępy ocieplania poddasza (przy okazji można zobaczyć, że założyliśmy na chwilę grzejniki, żeby zatynkować dziury na kable):Strych z drewnianą podłogą - jeszcze jej nie przybiliśmy, ale deski już prawie wszystkie docięliśmy:

wtorek, 16 listopada 2010

Piec już stoi - 2-funkcyjny Vaillant z zamkniętą komorą spalania. Kosztował 2850 zł. Do tego musimy jeszcze dokupić sterowniki. Jak go zamontujemy to będą zdjęcia.

Przyjechali też panowie z elektrowni i możemy się pochwalić - mamy prąd w domu! Wreszcie podczas robót zacznie grać muzyka.

Zamówiliśmy też dwa grzejniki do łazienek - model Dexter firmy (chyba) Terma Technologie. Po 520 zł każdy.

I na koniec - przygoda z ocieplaniem dachu trwa. Do tej pory udało się założyć pierwszą warstwę wełny na skosach w pokojach i łazience oraz na suficie. Podłogę strychu zrobiliśmy ostatecznie z desek (32mm). Kosztowały dwa razy taniej niż płyty OSB - 480 zł. Płyty 22mm wyniosłyby nas natomiast 1200 zł.

Początkowo mieliśmy zamiar jeszcze tylko położyć drugą warstwę wełny, ocieplić szczyty i montować regipsy, ale doradzono nam, żeby jeszcze się zastanowić i póki nie zabiliśmy stelażami wełny, wsadzić pod nią styropian. Ponoć będzie bardzo dobrze chronił od wiatru. Znajomy fachowiec (właściciel firmy budowlanej) właśnie tak teraz robi u siebie w domu. Przez dwa lata miał tylko wełnę, a teraz jeszcze podkłada styropian... Kwestia jest więc otwarta.

Aha! A pan do kominka zapowiedział się na drugi tydzień grudnia...

poniedziałek, 8 listopada 2010

W dalszym ciągu zmagamy się (i jeszcze długo będziemy) z ociepleniem dachu i zrobieniem poddasza. Jak na razie na wełnę (super-mata Isovera) wydaliśmy 2242 zł. W tym kupiliśmy: 11 rolek po 18 cm, 12 rolek po 15 cm i 2 rolki po 10 cm. Z tym, że te dwie ostatnie zwrócimy. Początkowo chcieliśmy kłaść 10 cm jako drugą warstwę wełny, ale się rozmyśliliśmy i uznaliśmy, że 5 cm w zupełności wystarczy. Do tego doszła jeszcze jedna rolka uni-maty 15 cm, do zatkania dziur między krokwami i murami.

A'propos poddasza mamy jeszcze jeden dylemat do rozwiązania: czy podłogę strychu zbijać z desek czy z płyt OSB? Niedługo będzie trzeba go rozwiązać, bo nadchodzi czas robienia instalacji kominkowej.

I właśnie w tym ostatnim temacie mamy radosną nowinę: kupiliśmy wkład kominkowy. Zdecydowaliśmy się na Laudel 700 Compact z lewą boczną szybą. Dzięki koledze kolegi wyszło nas to 2550 razem z szybrem. Za niedługo umieszczę zdjęcia, a na razie tylko tyle z netu:

piątek, 29 października 2010

Sprawa pozostałych przyłączy powoli posuwa się do przodu. Po pierwsze, przyjechali panowie z gazowni i dokonali wpięcia do rury, więc teraz pozostaje nam już tylko czekać na podpisanie umowy i zamontowanie licznika. Po drugie, udało się podpisać umowę z Enionem.

A wyglądało to tak: najpierw potrzebne jest oświadczenie od elektryka, który robi wam przyłącz. Potem trzeba uregulować opłatę - jeśli nie przyszła jeszcze faktura, to można iść zapłacić z umową przyłączeniową (jest w niej określona kwota). U nas opłata wyniosła 2354 zł.

Jak uda się to załatwić, biegniemy do działu pomiarów (przynajmniej w naszym przypadku tak było), gdzie powinni wydać świstek uprawniający do zawarcia umowy. Ponoć stwierdza on, że oświadczenie elektryka pokrywa się z wydanymi wcześniej warunkami. I jak już to mamy to śpieszymy do działu obsługi klienta, gdzie możemy podpisać upragnioną umowę. Potem zostaje już "tylko" umówić się z najbliższym oddziałem na montaż licznika. Zobaczymy, ile to potrwa...

sobota, 23 października 2010

Kontynuujemy przygodę z ocieplaniem dachu. Dziś zakupiliśmy wełnę Isover Supermatę 15 cm (współczynnik 0,033) i zaczęliśmy wypełniać przestrzeń między krokwiami. W około pół dnia udało się zrobić wszystkie pokoje + łazienkę do wysokości jętek. Następne w kolejności będzie zrobienie sufitu, czyli oddzielenie strychu. Z tym że między jętki będziemy dawać 18 cm wełny. Na dzień dzisiejszy wygląda to tak:
Jak już uszczelniać dom, to na całego, więc zabraliśmy się też za piankowanie przerw między pustakami. Na razie udało się zrobić tyle, ile dostaniemy bez drabiny:

piątek, 22 października 2010

Pojawił się kolejny dylemat - piec. 1-funkcyjny czy 2-funkcyjny? Zdecydowaliśmy się na Vaillanta (24 KW) więc, gdyby był 1-funkcyjny z otwartą komorą spalania to 3260 zł, a z zamkniętą 3820 zł. W przypadku 2-funkcyjnego odpowiednio: 2550 zł i 2850 zł.

Z tego, co do tej pory słyszeliśmy, to przewaga 1-funkcyjnego jest taka, że jeśli ma się trzeci obieg (a my mamy), to w kranie jest od razu gorąca woda. Jednak do jego ceny trzeba doliczyć jeszcze zasobnik. 200 litrów Vaillanta z jedną wężownicą kosztuje około 3000 zł, więc odpada, natomiast firmy Galmet ok. 1200 zł. 1-funkcyjny ma też tę przewagę, że nadaje się pod kolektory, jednak zbiornik musi być z dwiema wężownicami, co oznacza cenę prawie dwukrotnie wyższą.

My jednak do kolektorów na razie nie jesteśmy przekonani - z naszych wyliczeń wynika, że ich koszt zwróci sie mniej więcej wtedy, gdy piec i same panele będą się już nadawały do wymiany. Więc jedyną aktualną zaletą 1-funkcyjnego pozostaje wygoda.

2-funkcyjny natomiast jest: po pierwsze, tańszy (odpada koszt zasobnika i ogólnie piec jest tańszy), po drugie, nie zabierze więcej miejsca niż to absolutnie koniecznie (bo nie potrzebuje zasobnika, w naszym przypadku to dość istotne, bo kotłownia jest niewielka). Jedyna wada: trzeba czekać, aż się zimna woda z kraju zleje. Według naszych obliczeń koszt tej wody to ok. 3 zł miesięcznie...

Na razie skłaniamy się ku 2-funkcyjnemu, ale jeszcze nie zamówiliśmy, więc gdyby ktoś wiedział, o czymś, o czym nie napisałam to dajcie znać.

Pozostaje jeszcze kwestia komory spalania- otwarta czy zamknięta? Słyszeliśmy, że gdy jest zamknięta, to piec zużywa mniej gazu. Prawda to?

środa, 20 października 2010

Wylewka na wykuszu zrobiona! Teraz czekamy aż wyschnie i będziemy myśleć jeszcze o jakiejś izolacji przed zimą. Tak jak zamierzaliśmy, wylewka wychodzi poza wykusz. Zresztą widać na zdjęciu (na razie jeszcze w szalunku, ale jak zdejmiemy, to zamieszczę lepsze zdjęcie):
Zamówiliśmy też drzwi. Ostatecznie wyszło 3520 zł, ponieważ zdecydowaliśmy się na meranti. Szyba zwykła - przydymiona z refleksem.

niedziela, 17 października 2010

Bez zapowiedzi (mimo, że wcześniej pan dwukrotnie zapewniał, że zadzwonią poinformować, kiedy przyjadą) pojawiła się ekipa od przyłącza gazowego i oto efekt ich prac. Przyłącze jest już prawie gotowe. "Prawie", bo okazało się, że panowie (firma prywatna, która wygrała przetarg na nasze przyłącze) mieliby się wpinać do rury stalowej, a ponoć sami nie mogą tego zrobić i teraz musi przyjechać ekipa z gazowni:
Z prowizorycznym ociepleniem dachu od zewnątrz posuwamy się do przodu. Od strony wejścia przykleiliśmy styropian i od wewnątrz będziemy jeszcze wpychać watę. Na razie kupiliśmy rolkę Isovera ze współczynnikiem 0,039, ale na cały dach zastanawiamy się nad 0,033 (choć jest ok. 1,5 razy drożej):Dom od strony wyjścia na taras - zatykanie dziur między murami i krokwiami, tym razem pół na pół - wełna i styropian. Musieliśmy z tej strony zacząć od wełny, bo od wewnątrz dostęp blokuje nam krokiew:
Nawet to prowizoryczne ocieplenie wystarczyło, by w domu zrobiło się o wiele cieplej :)

Schody - dzieło Taty. Do przyszłego lata muszą wytrzymać: A oto nasz największy obecnie problem - wykusz. Poruszyliśmy pół świata, żeby się dowiedzieć, jak zrobić na nim wylewkę. Ostatecznie stanęło tak:
1. na płytę przyklejamy styropian 13 cm (klej Izoplast; styropian 10 cm i 3 cm, też sklejony ze sobą; fachowiec stwierdził, że wystarczy, nie potrzeba styroduru),
2. przez styropian do płyty wbijemy kilka drutów,
3. dodatkowo w sam styropian wbijemy kilkanaście kotw, żeby wylewka nie przesynęła się względem styropianu,
4. zazbrajamy,
5. robimy wylewkę 6 cm ze spadkiem, wypuścimy ją poza styropian o parę cm i w dół o parę cm (trochę kształt odwroconej litery L), żeby nam woda po oknach nie spływała i wykusz ogólnie wyglądał ładniej,
6. potem jeszcze będzie trzeba zrobić izolację, ale to dopiero jak wylewka wyschnie.

wtorek, 12 października 2010

Zamówiliśmy drzwi wejściowe. Takie, jak w poprzednim poście. Z szybą z refleksem będą kosztować ok. 3030 zł. Z lustrem weneckim ok. 60 zł więcej. W cenie jest montaż, klamka, zamek listwowy i wkładki. Drewno - sosna. Zastanawiamy się jeszcze nad meranti. Będzie wtedy 500 zł drożej, ale ponoć jest twardsze (i ładniejsze). Mamy wejście od zachodu, więc może to mieć znaczenie. Możliwe, że uda się jeszcze w tym tygodniu umówić na mierzenie. Byłoby dobrze, bo czas nieubłaganie mija i zbliżają się przymrozki.

Na poddaszu, między murami i dachem, przybiliśmy przygotowane wcześniej deski. Zaczęliśmy też przyklejać styropian od zewnątrz, tak by zatkać te dziury na fajermurach i jaskółkach. Najpierw kupiliśmy do tego styropian 15 cm (taką grubością mamy zamiar ocieplić cały dom), ale okazało się, że nie mieści się między mury i krokwy. Dlatego zmieniliśmy go na 10 cm. Następnym razem będą zdjęcia, bo z mojego opisu możecie się nie domyślić, o co tak naprawdę mi chodzi :)

W tym tygodniu czeka nas jeszcze jedno poważne przedsięwzięcie, do którego na razie za bardzo nie wiemy, jak się zabrać, to znaczy - ocieplenie wykusza od góry, czyli zrobienie wylewki na balkoniku nad nim. Bezwzględnie trzeba to zrobić, bo jak ostatnim razem dolało, to nam się mokra plama na suficie w salonie zrobiła. Tak więc obecnie jesteśmy na etapie układania planu "co na co", czyli folia, styropian (czy może styrodur), wylewka, czy jednak smar, styropian, folia, wylewka. Jak już dojdziemy do porozumienia, to napiszę, co wykombinowaliśmy.

piątek, 8 października 2010

Nadszedł najwyższy czas, żeby wybrać drzwi zewnętrzne. Zastanawiamy się nad firmą Lestol. Produkuje drzwi drewniane. Słyszeliście może coś o niej? Możecie coś doradzić?
Podoba nam się ten model:

wtorek, 5 października 2010

Poczyniliśmy małe przygotowania do zabawy w ocieplanie dachu. Na początek docięliśmy deski, którymi zabijemy dziury między folią a murami. W łazience na górze wygląda to tak:
A tu wylewka w salonie. Trzeba przyznać - panowie się postarali i z efektu jesteśmy zadowoleni. Jedyna rada na przyszłość, to: jeśli macie czas żeby sobie samemu rozłożyć folię dylatacyjną, to zróbcie to. U nas fachowcy się spieszyli i w paru miejscach im wyskoczyła, tzn. nie oddziela wylewki od murów.

piątek, 1 października 2010

Wylewki możemy odfajkować :) Trwało to jeden dzień, panów było pięciu. Musieliśmy dokupić jeszcze 30 worków cementu (parę worków jeszcze zostało) i 10 sztuk siatki zbrojeniowej. Kosztowało nas to 339 zł. Czyli łącznie materiały na wylewkę wyniosły 3537 zł. Do tego 1700 zł robocizna (11 zł za metr + 0,80 gr za metr, bo panowie dorzucili nam wiórków do zbrojenia). Razem: 5237 zł.

Dodatkowo włożyliśmy w wylewkę druty przy drzwiach zewnętrznych, żeby mieć w przyszłości od czego schody zacząć.

Na górze, w trakcie pracy:
Salon - po "wyrzuceniu" betonu:Salon - zdjęcie zza okna, bo już się nie dało wejść. Jak się przyjrzeć, to widać różnicę poziomów (w części będą płytki, a w części drzewo):Na zakończenie to co teraz widać z drzwi wejściowych:Za dwa dni ponoć można już na to wejść. Za ok. 1,5 miesiąca powinno się dać kłaść płytki. Ufff...

środa, 29 września 2010

Ogrzewanie podłogowe zrobione! Dwóch fachowcom zajęło to trzy dni - codziennie przychodzili wieczorem na ok. 4 godziny. Rozłożyli 50 metrów folii i ok. 380 metrów rury. Wszystko razem kosztowało 2327 zł. W tym robocizna 900 zł, a reszta - materiał.
Teraz czekamy na wylewki :)

wtorek, 28 września 2010

Od wczoraj robimy ogrzewanie podłogowe, tzn. panowie robią. Całkiem zgrabnie idzie. Na dole będą cztery obiegi (wiatrołap, kuchnia, salon+hol, łazienka), a na górze jeden (łazienka). Każdy z oddzielnymi zaworami, żeby można go było wyłączyć, jak będzie za gorąco lub w przypadku awarii. Jak widać na zdjęciu poniżej, w kuchni nie kładliśmy rur pod przewidywanymi szafkami. Nie będzie ich też pod prysznicem i wanną w łazienkach. Jutro (panowie powinni do tego czasu skończyć) napiszę, ile wyszło nam metrów kw. i ile to szaleństwo kosztowało.
Podłogowe w kuchni:
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Doszliśmy już tego momentu w budowie domu, kiedy od naszych decyzji zależy nie tylko to, gdzie coś będzie stać (np. prysznic lub lampa), ale także - jak będzie wyglądać. I od razu natknęliśmy się na nie lada problem. Chodzi o kominek. Jak już pisałam, w naszej budowlanej ignorancji zdecydowaliśmy się na kominy tradycyjne, doradzane nam przez ekipę. Nie wiedzieliśmy - biedne żuczki - że są one znacznie większe niż systemowe. I teraz ta decyzja daje nam w kość, ponieważ kominek nie chce się zmieścić w miejscu przewidzianym dla niego w projekcie. Wygląda to tak:Tam, gdzie nie jest wytynkowane, ma stanąć kominek - tylko, że zazwyczaj wkłady mają min. 70 cm długości. Dlatego, żeby go zmieścić, będziemy musieli dobudować trochę ściany (ok. 15 cm) oddzielającej salon od kuchni. Mamy nadzieję, że nie będzie tego za wiele, bo w przeciwnym razie zrobi nam się brzydkie, wysokie, wąskie przejście. W efekcie mamy niezły zgryz z poszukiwaniem odpowiednio małego wkładu, ale jednocześnie o wystarczającej mocy. Skłaniamy się do kominka z dwiema szybami - dzięki temu zaoszczędzimy parę centymetrów, które musiałaby zająć boczna ścianka obudowy wkładu, gdyby był zwykły.

Wkład to zresztą nie jedyny nasz problem. Nie bardzo wiemy też, jak wykończyć cały słup, żeby miało to ręce i nogi. Krótko mówiąc, nasze zdolności designerskie są żadne. Na razie jesteśmy na etapie, że im prościej to zrobimy tym lepiej. Przynajmniej nie będziemy mieli okazji, żeby coś sknocić. Chcemy zrobić zwykłą kamienną obudowę - jasny pasek dookoła szyb. Zastanawiamy się jeszcze nad wykuciem wysokiej na ok. 50 cm półki. Tylko nie bardzo wiemy w którym rogu - czy nad wkładem, czy od strony klatki schodowej...
Jeśli ktoś ma jakiś pomysł czy radę to jestem otwarta na propozycje :)

Aha! I jeszcze last but not least - dostaliśmy odbiór wody i kanalizacji!!! Kosztowało nas to 228 zł. Dokumenty dostaniemy jednak dopiero jak doniesiemy mapkę powykonawczą (która zacznie się robić jak tylko zbiorę się w sobie i prześlę geodetce nowe uzgodnienia z ZUDP*).
Z rozpędu podpisaliśmy też od razu umowę na dostawę wody i pobór ścieków.

*Piszę "nowe uzgodnienia z ZUDP", ponieważ tak ostatecznie zakończyła się nasza przygoda z samowolnym przesuwaniem kanalizacji. Po zmierzeniu naszych wybryków przez geodetkę okazało się, że mieszczą się one jeszcze w dopuszczalnych normach, ale musimy poprawić uzgodnienia, które wcześniej dostaliśmy w ZUDP. Wrysowaliśmy więc na mapę wodę i kanalizację tak, jak ją zrobiliśmy, poprawiliśmy trochę gaz (ponieważ byłby za blisko) i oddaliśmy do urzędu. Na szczęście zmiany zostały klepnięte i teraz już z czystym sumieniem możemy robić mapki powykonawcze. Ale ku przestrodze - samowola kosztowała nas ok. 55 zł i trzy tygodnie zwłoki z przyłączem gazu.

czwartek, 23 września 2010

Czas na małe podsumowanie finansowe. O części z tych wydatków już wspominałam, ale teraz postaram się zebrać wszystko do kupy.

Po pierwsze - ogrzewanie. Było już o grzejnikach i pierwszym podejściu do różnych zaworów oraz głowic - 7 000 zł. Potem doszedł jeszcze rozdzielacz 13 sek. - 235 zł. Dodatkowe rury, otuliny, kolana, trójniki i złączki - 1080 zł. Razem - 8315 zł. Ale to jeszcze nie wszystko - wciąż brakuje nam kolan i rur miedzianych, które będą przy piecu. Dojdzie jeszcze podłogówka.

Po drugie - wylewki. Styropian - 2166 zł (z tym, że policzyłam tutaj 70 m2 styropianu dźwiękochłonnego 3 cm, który kupiliśmy z rozpędu i już się nie dało go zwrócić. Ci, którzy będą robić bardziej przemyślane zakupy, mogą więc jeszcze od tego odjąć 306 zł). Folia ochronna + cement (tonę już mieliśmy) + plastyfikator + siatka zbrojeniowa + taśma dylatacyjna - 1032 zł. Razem - 3198 zł. To też jeszcze nie wszystko - w przyszłym tygodniu przyjdzie ekipa do wylewek i na bieżąco pewnie będziemy uzupełniać.

Po trzecie - gruntowanie ścian. Grunt Master (wybraliśmy go, ponieważ w sklepie powiedzieli, że jeśli nie wiemy czym będziemy malować ściany, to szkoda na razie przepłacać za drogi grunt [są specjalne grunty pod konkretne farby,ale to już przy drugim gruntowaniu]) - 224 zł. Okulary + pędzle + rura do kominka - 106 zł. Razem - 330 zł.

Ufff... Wydawanie szło zdecydowanie sprawniej niż podliczanie ;)

sobota, 18 września 2010

Na początek mała przestroga - jak będziecie gruntować tynki, to zabezpieczcie sobie okna folią! Mnie ten błąd kosztował pół dnia mycia (co ja piszę?! SZOROWANIA) szyb.

W kwestii styropianu - już tutaj poruszanej - muszę wprowadzić małe uaktualnienie. Po skrupulatnych pomiarach okien, a dokładniej odległości drzwi balkonowych od płyty, dokonaliśmy zmian w grubości warstw: na dole kładziemy 2+5+3, a na górze 2 (dźwiękochłonne)+2. Tak obecnie wygląda salon (już z trzema warstwami):
A na koniec domek w słoneczny dzień:

czwartek, 16 września 2010

Mała zmiana planów - mieliśmy gruntować tynki po wylewkach, jednak po słowach, które zasiały w nas niepokój ("jak będziecie za długo czekać, to wam tynki popękają), chwyciliśmy za pędzle. Nawet sprawnie nam to poszło - w niecałe dwa dni pomalowaliśmy cały dom (oprócz górnej części ściany przy klatce schodowej - jak tynkarze tam wyleźli???). Zeszło nam 40 litrów gruntu firmy Master, czyli ok. 200 zł.

Jutro zabieramy się za dalsze rozkładanie styropianu.

sobota, 11 września 2010

Po naradzie stwierdziliśmy, że rury od c.o. położymy na 2cm styropianu (nie przeszkadza niczemu, a może lepiej będzie niż na samej ślepej wylewce) - więc zaczęliśmy pomału wylewki.
A że z pomocą wpadła rodzina i w dodatku dziś sobota - to od razu widać efekty :)

Na zdjęciu początki wylewki w salonie (podobnie wygląda też kuchnia i pokój) - na spodzie folia 0,3 mm wywinięta na ściany na wysokość ok. 15 cm (pod już zrobione rury od instalacji wodnej staraliśmy się jak najlepiej ją podłożyć), na to warstwa styropianu 2 cm, żeby wyrównać z poziomem peszli od prądu, potem styropian 5 cm na równo z rurami c.o., na to chcieliśmy jeszcze raz położyć 5 cm, ale okazało się, że to będzie za wysoko (drzwi na taras by się nie otworzyły) i dlatego 5 cm zastąpimy 3 cm. Dodatkowo po drugiej warstwie styropianu (na wysokości ok. 7 cm) obłożymy ściany pianką dylatacyjną (ale to potem...)
Na górę zamówiliśmy styropian dźwiękochłonny (2cm i 3cm - oby nie okazało się że za dużo), który jest nieco tańszy niż zwykły.

Poniżej rozdzielacz na górze - umieściliśmy go nad kotłownią w łazience na ścianie komin-okno (zostało jeszcze jedno wolne miejsce na podłogówkę)

czwartek, 9 września 2010

Ogrzewanie idzie całkiem nieźle. Zainstalowaliśmy już rozdzielacze na dole i górze, i rozprowadziliśmy rury do większości grzejników. W sobotę rozłożymy folię i styropian (pod wylewki) i dopiero po tym będziemy osadzać grzejniki. Piszę "my", ale oczywiście mam na myśli naszego fachowca :)

Do rachunku za ogrzewanie dorzuciliśmy jeszcze 190 zł - za rozdzielacz "13" na dół (8 grzejników + podłogowe).

Jako, że wylewki zbliżają się już wielkimi krokami, kupiliśmy trochę materiałów: cement (360 zł za tonę), folię ochronną, plastyfikator, siatkę zbrojeniową, sytropian 2 cm i 5 cm, taśmę dylatacyjną. Na powierzchnię 140 metrów kwadratowych (z projektu wynika, że taka jest właśnie powierzchnia podłogi w rododendronach 5) zapłaciliśmy za te rzeczy łącznie 2220 zł. Z tym, że styropian kupiliśmy na razie tylko na dół (położymy 3 warstwy: 2 cm, 5 cm i jeszcze raz 5 cm), ponieważ na górę chcemy położyć dźwiękochłonny.

Do tego doszły nam jeszcze dwa stelaże pod toalety GEBERITA DUOFIX BASIC - 2 razy po 690 zł. Kupiliśmy je tak wcześnie, ponieważ trzeba je osadzić w wylewce, żeby potem muszla była w miarę stabilna.

środa, 1 września 2010

Rozpoczęliśmy zakrojone na szeroką skalę przygotowania do instalacji centralnego ogrzewania.

Na początek słówko o podłogówce. W projekcie przewidziana jest tylko w kuchni. My przyszaleliśmy i robimy ją w: wiatrołapie, holu, kuchni, połowie salonu i w obu łazienkach. Na dole będzie pięć obiegów, na górze jeden, żeby w razie czego można było poszczególne pomieszczenia odcinać.

Grzejniki - jak już pisałam - wybraliśmy Buderusa (zasilane od dołu). Po zasięgnięciu opinii rodziny i doradców sklepowych dość znacznie zwiększyliśmy ich wymiary w porównaniu z tym, co przewiduje projekt. Zakładamy po kolei:
DÓŁ:
wiatrołap - 60x40 (1-płytowy)
hol (nie ma go w projekcie) - 60x80 (2-płytowy)
salon (w wykuszu) - 40x100 (2)
salon (przy wyjściu na taras) - 60x140 (2)
pokój na dole - 60x120 (2)
kotłownia - 60x40 (2)
GÓRA:
największy pokój - 2x 60x80 (2)
pokój przy łazience - 60x100 (2)
3 pokój - 60x120 (2)
łazienka - 60x60 (2)

Do tego dojdą nam jeszcze dwa ręcznikowce 1220x60. Zrobimy też instalację pod jeden grzejnik w kuchni, ale na razie nie będziemy go zakładać. Jeśli kiedyś okaże się, że jest tam stanowczo za zimno, to wtedy go dorzucimy.

Za wymienione grzejniki (oprócz ręcznikowców) zapłaciliśmy ok 3870 zł. Do tego dokupiliśmy potrzebne wsporniki, zawory, złączki, głowice, rozdzielacze, rury i otulinę. Wszystko razem kosztowało nas niebagatela - 7000 zł. To jednak nie koniec - wciaz brakuje nam paru istotnych rzeczy do ogrzewania podłogowego, więc ten rachunek z pewnością wzrośnie.

A'propos ogrzewania będziemy jeszcze robić kominek z nawiewem (do wszystkich pokoi na górze), ale o tym coś więcej potem - jak już będziemy na tym etapie, ponieważ na razie jeszcze niewiele wiemy.

Jak dobrze pójdzie to "zabawę" z instalacją c.o. zaczniemy w sobotę :)

niedziela, 29 sierpnia 2010

Ehhh... Pojawiły się nowe problemy, ale tym razem musimy przyznać - z naszej winy. Zboczyliśmy trochę z projektu z rurami od kanalizacji i teraz będziemy musieli to jakoś wyprostować (albo dosłownie - w ziemi, albo na papierze, tzn. nanieść poprawki do projektu). W połowie tygodnia ma przyjechać geodetka i zmierzyć ile zaszaleliśmy. Wtedy będziemy wiedzieć, co trzeba poprawić - czy tylko projekt kanalizacji, czy też gazu (przyłącza mamy dość ciasno upakowane i stąd związek przyczynowo-skutkowy - jeśli trochę ruszymy jedno to potem idzie już lawina). A sprawę trzeba uregulować, bo później żaden geodeta nam się pod mapką powykonawczą nie podpisze...

Na szczęście są też dobre wieści - prawie mamy prąd. Firma z zakładu energetycznego przyjechała, doły wykopała, kable rozciągnęła i teraz zostało już tylko podpiąć na słupie :)
Oto skrzyneczka (docelowo wkomponujemy ją w ogrodzenie): W środę skończyliśmy też tynki wewnętrzne. Wyszło nas to równe 10 000 zł, przy cenie 20 zł (robocizna + materiał) za metr kwadratowy. Teraz ściany sobie spokojnie schną, a my jeździmy za grzejnikami, ponieważ czas najwyższy rozkładać rury do c.o.
Jeszcze szare ściany w salonie z widokiem na przyszły kominek:
i klatka schodowa z góry:

Najprawdopodobnije zdecydujemy się na grzejniki stalowe Buderusa. Z aluminiowych zrezygnowaliśmy ponieważ powiedziano nam, że pracują dobrze, gdy na piecu są wyższe temperatury. A tego z przyczyn ekonomicznych wolelibyśmy uniknąć. Do Buderusa natomiast przekonał nas fakt, że Purmo ponoć ostatnio zeszło z jakości. Poza tym wizualnie i praktycznie ustępuje Buderusowi.

I na koniec widok całości, która jeszcze przez długi czas nie ulegnie zmianie, ponieważ ocieplenie i elewację mamy zamiar robić dopiero w przyszłym roku:

wtorek, 24 sierpnia 2010

Alleluja! Mamy wodę! Wiertło się znalazło, więc szpecom udało się wpiąć do sieci. Całość zamieszania trwała chwilkę: 40 minut - słownie czterdzieści. Problemem była tylko faza pierwsza, czyli tydzień marudzenia i wykrętów ze strony wodociągów.

Teraz musimy jeszcze dokonać dwóch zmian (m.in. wymienić klucz na teleskopowy) i będzie można zrobić odbiór. Oby jak najszybciej, bo - mówiąc szczerze - nie czerpiemy przyjemności z kontaktów ze szpecami.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Mimo solennych piątkowych zapewnień szpece wpięcia do sieci nie dokonali. Przyszli - owszem - pooglądali opaskę, zasuwę, klucz, po czym oświadczyli, że wiertła odpowiedniego nie mają i... pojechali go szukać. Jak pojechali, tak ich nie ma. Bardzo nie ma.
Nie pozostaje nam nic innego, tylko jutro rano znów do nich dzwonić.

Z powodu bezsilnej wściekłości, która nas teraz ogarnia, pozwolę sobie tylko na jeden komentarz: wydarzenia dzisiejszego dnia dowodzą, że nasza frustracja nie jest jeszcze zbyt głęboka, ponieważ jesteśmy szczerze zaskoczeni tym, że roboty stoją. W prawdziwą otchłań wpadniemy, gdy notoryczne olewanie przez szpeców przestanie nas już zaskakiwać...

piątek, 20 sierpnia 2010

Po wylaniu naszych małych frustracji w poprzednim poście czas na jakieś dobre informacje. Przy ogromnej pomocy wujkowo-kuzynowej udało się położyć rury do przyłącza wodociągowego i kanalizacyjnego. A roboty było sporo - bo po pierwsze, woda nie dość, że przechodzi pod drogą, to jeszcze całość ma długość około 100 metrów, po drugie - kanalizacja też do krótkich nie należy (60 metrów).

Z racji tych długości trochę nas to kosztowało. Rury i folia do wody wyszły 800 zł. Opaska do wiercenia pod ciśnieniem i różne zawory - 300 zł. Kanalizacja natomiast (rury 160/4mm, 3 studzienki, kilka kolan i dekli) - 4000 zł. Do tego doszedł koszt koparki (70 zł za godzinę, ale po różnych negocjacjach i umorzeniach wyszło 450 zł) i opłaty w gminie - 2,40 zł za zajęcie pasa drogowego i 75 zł za umieszczenie urządzeń w obrębie pasa drogowego. Ta ostatnia opłata naliczana jest corocznie i w momencie podpisania przez nas umowy o dostawie wody zostanie przerzucona na wodociągi (bo zrzekniemy się na ich korzyść przyłącza).

Całe szczęście, że udało nam się to zrobić z pomocą rodziny, bo pan który przeszedł wycenić robociznę powiedział za samą kanalizację - 3800 zł!

Tutaj będą działać szpece z wodociągów, jak wreszcie raczą przyjechać i nas wpiąć do sieci:
Studzienka kanalizacyjna (jeszcze nie przykryta) i dziura z rurą od wody:
A tu całość pobojowiska:
Dziś - po prawie pół roku od rozpoczęcia budowy - przyszedł wreszcie czas na małe frustracje. Do tej pory grzecznie przyjmowaliśmy wszelkie absurdy i paradoksy, jakie ofiarowywali nam z szerokimi uśmiechami kolejni urzędnicy. Wszystko jednak ma swoje granice - zwłaszcza ma je cierpliwość osoby porywającej się na projekt pt. Budujemy dom. Otóż przychodzi w życiu każdego budowniczego taki dzień, kiedy nie może ze spokojem przełknąć następnego żądania dodatkowego świstka papieru, ustalenia kolejnego terminu, zapłacenia 567. opłaty, czy wreszcie pełnego politowania spojrzenia monopolisty wodociągowego... Przychodzi taki dzień, kiedy na samo wspomnienie słowa "biurokracja" - która z uporem godnym lepszej sprawy przyjęła sądzić, że każdy kto się do niej zwraca jest półgłówkiem - zaczyna drgać powieka i oblewa fala gorąca. Ręce zaczynają się pocić, a na twarz występuje rumieniec, potocznie zwany burakiem. I taki dzień właśnie nadszedł!

Jak zwykle w takich przypadkach, zaczęło się dość niewinnie - przy okazji rozmów z wodociągami dowiedzieliśmy się, że przed zgłoszeniem gotowego domu do nadzoru budowlanego musimy zrobić mapkę powykonawczą. Oczywiście ma ją zrobić geodeta, któremu my zapłacimy. Naniesie na niej to za co zapłaciliśmy już architektowi przy okazji robienia planu zagospodarowania działki i to, za co również zapłaciliśmy, projektantowi od przyłączy. I teraz nie mogę się oprzeć pytaniu: o co tutaj do cholery chodzi? Bo o to, że wszyscy chcą na nas zarobić, już wiem.

Tak zaczęła kiełkować nasza frustracja.

W pełni rozkwitła przy okazji robienia przyłącza wodociągowego. U nas przepisy mówią, że wszelkie roboty spoczywają na barkach właściciela działki, do której woda ma być doprowadzona. Szpece z wodociągów przyjeżdżają tylko po to by zrobić wpięcie. Za 500 zł + VAT. Oczywiście wszystko trzeba im do tego zapewnić - poukładać pięknie rury, założyć opaskę do wiercenia pod ciśnieniem, wykopać dół. Dobrze, że przynajmniej herbaty nie oczekują.
Ale nie w tym problem. Jest jeszcze jeden przepis... Wodociągi trzeba powiadomić na trzy dni przed planowanym przyłączem. Tak też uczyniliśmy - w poniedziałek (dziś jest piątek). Pan powiedział, żeby im dać znać w środę, to przyjadą. Czyli teoretycznie super. Tylko, że od tego czasu bawimy się ze szpecami w kotka i myszkę: w środę powiedzieli, że nie mają czasu, nie mogą, poza tym mają trzy dni czasu. Przypomnienia, że dzwoniliśmy w poniedziałek nie chcieli usłyszeć. W czwartek - też nie mogą, też nie dadzą rady. Dziś rano - no, dziś też nie możemy, ale w poniedziałek przyjedziemy, na pewno w poniedziałek...

I jak tu być zdrowym? Gdyby zwykły śmiertelnik, któremu do szpeca lata świetlne daleko, pozwolił sobie na taką zniewagę i olał jakiś przepisik, to by go porządnie wytarmosili, zanim powiedzieliby sakramentalne "tak". A gdy robi tak Pan Szpec, to można tylko zębami pozgrzytać i trzymać kciuki, żeby w poniedziałek się zlitowali.
Nerwy z naszej strony są tym większe, że przyłącz robimy w pasie drogowym i zezwolenie na roboty mamy udzielone na konkretne terminy. Ale co to szpeców obchodzi...

piątek, 13 sierpnia 2010

Jedna mała rada - słyszeliśmy ją od wielu osób, więc przekazujemy dalej - zróbcie sobie zdjęcia instalacji przed położeniem tynków i wylewek. W przyszłości może to bardzo ułatwić poszukiwania kabelka, który akurat odmówił współpracy :)
U nas wyglądało to np. tak:

czwartek, 12 sierpnia 2010

Trochę upłynęło od ostatniego wpisu - zwłaszcza pieniędzy. Zapłaciliśmy:
- za całość okien - wyszło 13 700 zł,
- gazowni za wykonanie przyłącza - 5300 zł (ale o tym jeszcze za chwilę),
- i dokupiliśmy parę rzeczy do instalacji wodnej - 240 zł.

Jak będzie zaraz widać na załączonym zdjęciu przywieźli nam zaległe okno. Ściągnęliśmy też już taśmy ochronne z zewnątrz okien, ponieważ ponoć po miesiącu wystawienia na słońce folia zaczyna robić dziwne rzeczy i nie chce schodzić. Oto nasz uzupełniony front:


Teraz mała uwaga a'propos gazowni - zwróćcie uwagę, jak będziecie z nimi podpisywać umowę, na mały "lapsus". W naszej umowie gazownia w jednym punkcie stwierdza, że opłata za przyłącz zostanie uiszczona po wystawieniu faktury, co nastąpi po wykonaniu przyłącza. Już w następnym jednak sobie zaprzecza i domaga się zapłaty do 14 dni od podpisania umowy... Na moją nieśmiałą uwagę, że to się kupy nie trzyma, usłyszałam tylko: ano, tak to jakoś jest...

Jak już jesteśmy przy przyłączach, to jeszcze jedno: polecamy zrobienie próby powietrznej instalacji wodnej. My najpierw zrobiliśmy wodną i niby było ok, ale później powietrzna pokazała nam jeszcze dwa nieszczelne miejsca.

W ramach postępów robót zaczęliśmy w poniedziałek tynki. Zdecydowaliśmy się na tradycyjne - przekonało nas to, że są bardziej wytrzymałe i lepiej radzą sobie z wilgocią. Gipsowe kusiły nas tym, że ponoć nie trzeba na nie kłaść gładzi, ale okazało się, że znajomi, którzy je mają i tak gładź położyli, bo mimo wszystko idealnie nie było. Za robociznę z materiałem płacimy 20 zł od metra.
Oto magiczna maszyna do tynków:
i pierwsze efekty:

A na koniec jeszcze wejście w obecnym stanie:

sobota, 31 lipca 2010

Dzisiaj tylko kilka impresji. Skończyliśmy instalację elektryczną i dorobiliśmy mały myk do wodnej - tak żeby w kranie była zawsze ciepła woda, bez potrzeby czekania aż się zimna zleje.

I porcja zdjęć:
dzieło Taty - schodki i drzwi, które na razie ratują nam życie:
pajęczyna przewodów:
migawka koloru okien w odniesieniu do podbitek :)

sobota, 24 lipca 2010

Okna przyjechały, ale żeby nie było zbyt różowo, przyjechały z jednym problemem. Fabryka się machnęła i z niewiadomych powodów jedno okno balkonowe zrobiono nam z niskim progiem. Pan przekonywał, że to jest rarytas, bo za taką ekstrawagancję trzeba dopłacać 300 zł od okna, a my możemy mieć ją za free... Ale, po pierwsze - próg jest niski, czyli trzeba bardzo uważać z poziomem podłogi, po drugie, jest szary, czyli tak jakby... nie biały. Dlatego na jedno okno musimy jeszcze tydzień poczekać.

Energicznie ruszyła też instalacja elektryczna. Panowie wykuli sobie dziury pod kable jeszcze przed założeniem okien i w efekcie już dziś możemy się cieszyć prowizorycznie rozciągniętymi kablami :) Z pierwszych obliczeń wyszło nam około 80 punktów. Za punkt płacimy 60 zł.

Oto zdjęcia:
od strony wejścia:od strony wykusza:początki instalacji elektrycznej na przykładzie kuchni: